Pojęcie odgrzewanego kotleta w branży gier

Call of Duty

Kolejnym takim przykładem jest seria Call of Duty, zapoczątkowana w 2003 roku przez studio Infinity Ward, a wydawana przez Activision. Pierwsze odsłony przenosiły graczy na front II wojny światowej i były jednymi z najlepszych gier ostatnich lat. Wydanie w 2007 roku Call of Duty IV: Modern Warfare zapoczątkowało bum na wojnę współczesną, jednak rok później studio Treyarch wróciło z Call of Duty: World at War jeszcze do lat 1939-1945, Każda z kolejnych odsłon w mniejszym lub większym stopniu zahaczała o współczesność. Najmniej Black Ops, którego akcja działa się w czasie zimnej wojny, a najdalej zeszłoroczne Infinite Warfare, które przeniosło graczy do kosmosu. Największym mankamentem serii była monotonność. Gracze otrzymywali co roku to samo ze zmienionymi mapami i fabułą. Silnik od wielu lat jest ten sam, cała rozgrywka prezentuje się bardzo podobnie i aż trudno momentami znaleźć na screenach czy gameplayach różnice, za pomocą których możliwe będzie rozróżnienie odsłon. Tylko kogo to interesowało, skoro co roku Call of Duty liderowało na listach sprzedaży? Wyjątkiem był tutaj 2013 rok, kiedy to Grand Theft Auto V zdetronizowało Ghosts. Od 2003 roku do 2017 pojawiło się aż 19 produkcji z tej serii, z czego aż 13 to produkcje „duże”. Dopiero kiepski odbiór Infinite Warfare i porażka w listach sprzedaży z Battlefieldem 1 i Titanfall 2 spowodowała, że seria wróci do długo oczekiwanych przez graczy korzeni serii, czyli II wojny światowej. Warto też wspomnieć, że Infinite Warfare chciało się sprzedać, dokładając do zestawu remaster Call of Duty 4: Modern Warfare. Problem w tym, że znajduje się w edycji Legacy, która w dniu premiery kosztowała prawie 400 zł. Na szczęście nie sprzedała się za dobrze, bo kto wie, jak to wpłynęłoby na świat remasterów…

Remastery

Jak zapewne więc zauważyliście, odgrzewane kotlety to tytuły lub serie, na których deweloperzy chcą zarabiać póki się da. Bardzo mocno ujawniało się to także w postaci remasterów, Bioshock, Borderlands, Saints Row, The Last of Us, State of Decay, Grand Theft Auto V – co cechuje te gry? Wydano je na poprzednią generację, a także trafiły na obecną. Dlaczego je tu przytoczyłem, przecież to chyba nic złego, że twórcy chcą zapewnić graczom dostęp do ich produkcji na jak największej liczbie platform? Niby tak, ale jeśli mam płacić 250 zł za nic nie różniącą się od oryginału grę, która wyszła kilka lat temu na poprzednią generację i już ją ograłem, to mam ochotę pokazać twórcom środkowy palec.

Rzućmy okiem na takie GTA V. W 2013 odbyła się jego premiera na PlayStation 3 i Xboksa 360. W 2014 – na PlayStation 4 i Xboksa One. W 2015 – na pecety. Co ciekawe, najnowsza produkcja Rockstara co roku była obecna w notowaniach na najlepszą grę roku. Mogli wydać wszystkie gry w tym samym roku, ew. na PC wraz z PS4 i XO w 2014 roku, ale po co, skoro wtedy mieliby mniejszy zysk?

Nagle – gwizd!
Nagle – świst!
Para – buch!
Koła – w ruch!

Czy więc każde odświeżanie gier lub wydawanie ich co roku to diabelski pomysł, który musi być zlikwidowany? Niekoniecznie. Spójrzmy na Halo: The Master Chief Collection, Gears of War: Ultimate Edition czy Uncharted: Kolekcja Nathana Drake’a. Te dwie pierwsze to znaczne odświeżenia trochę już przestarzałych graficznie gier (w Gears of War nakręcono nawet na nowo przerywniki filmowe!), z kolei ta trzecia to dostęp do kilku najważniejszych dla poprzedniej generacji gier w całkiem przystępnej cenie.  Jak widać można to zrobić dobrze, wystarczy chcieć.

1 2 3 4

Podziel się ze znajomymi: