Uniwersum Wiedźmin – opowiadanie „Więź przypadków”

Alp ruszył do ataku z wrzaskiem jak rażony gromem. Wiedźmin poczekał na moment, w którym wampir miał wylądować w jego ciele, i wykonał unik, obracając się ciałem. Tak jak przypuszczał, zaskoczony alp nie wyhamował i całym impetem runął na łeb na szyję w ziemię. Wiedźmin skręcił tułowiem raz jeszcze i chlasnął skrzącą się od oleju brzytwą klingi potwora po plecach. Potwór runął w dół, tocząc się bezwładnie po schodach na dolną część cmentarza. Geralt skoczył za nim, nie myśląc nawet o pojedynczych schodkach, i wylądował ciężko obok niego. Nie dając mu możliwości powstania, podbiegł jednym krokiem i rąbnął w tułów butem, aż zatrzeszczało. Alp zaryczał z bólu, zwalił się na nagrobek obok, niszcząc przy okazji równo postawiony menhir. Wstał szybko, rozczapierzył szpony na palcach i ryknął, nabierając impetu do walki. Geralt stanął i czekał na jego ruch.
Alp ruszał się zwinnie, jednak rana na plecach uniemożliwiała pełną swobodę ruchów. Gdy podbiegł z impetem rozwścieczonego byka dwa na trzy cięcia trafiły w wiedźmina, ale zostały sparowane. Dysząc ciężko i z przepełniającej go furii, ruszył ciąć wprost; pchnięciami Geralt sparował jego szpony i odwrócił się za jej plecy, przygotowując do ataku. Za wolno. Po udzie ściekała mu krew. Z mgły w oddali słychać było za to donośny śmiech wypełniający uszy, świdrujący mózg. Geralt zmrużył oczy, ukląkł, miecz miał przy sobie. Alp nie zaatakował, po jego plecach również spływała krew, podszedł powoli do wiedźmina z rękami nad głową gotowymi do ataku, zamarł.
Gerałt ciął, z wyskoku od dołu, szybko obrócił się i ciął przez środek, na szyję, dokończył cięcie i kopnął nieruchomy już korpus na żwir. Głowa upadła chwilę potem. Ryk wściekłości teraz przeszył uszy do samego mózgu, głośny na tyle, żeby szyby w mieście zaczęły drżeć, a dachówki rozbijać się o ziemię. Geralt odwrócił się i zamarł, przyparty impetem lecącego nietoperza. Frunęli tak krótki czas aż w końcu wampir odrzucił Geralta na ścianę krypty, dużo mniejszej niż tej na górze. Ale i tak uderzenie plecami w ścianę wywołało zaślepiający ból.
Wampir wylądował już w swojej postaci.
– Jesteś bardzo namolny i uparty, wszawy wiedźminie. Nie rozumiesz, że mógłbym jej ciało wskrzesić po raz wtóry, jednak nie ma to najmniejszego sensu, kiedy ty znowu byś ją uśmiercił. Cóż, pozostaje załatwić ten problem bezpośrednio u źródła.
To dziwne, pomyślał w duchu Geralt, ale on myślał właśnie to samo. Prawdopodobnie faktycznie wampir miał umiejętność czytania jego myśli, a jego wampirze zdolności regeneracji i panowania nad magią sprawiały, że wizja takiego przeciwnika niespecjalnie napawała optymizmem.
Od wejścia dobiegł go brzęk metalu. Wampir odwrócił się, nadal nie przestając się drwiąco uśmiechać.
– A cóż to ja widzę, wszawi przyjaciele przybyli na pomoc nędznej robaczywej kreaturze. Nie mam jednak czasu zajmować się wami wszystkimi naraz, więc…
Tu uniósł ręce w górę, a w jego prawicy zamigotało coś na kształt świetlistego kostura, który następnie uderzony w ziemię wywołał jej drżenie, z nagrobków i samej ziemi zaczęła przelewać się krew, potem po kolei wychodziły, żywe trupy.
– No, vatt’ghern, teraz mamy chwilę czasu dla siebie – powiedział wampir, po czym zmienił się w wielkiego nietoperza i ruszył na wiedźmina.
Geralt wsparty w postawie zwinnie unikał kolejnych ciosów. Za każdym razem, gdy wampir pikował, ten odmachiwał się, naznaczając skórę cienką blizną, natychmiast zarastającą. Gdy po raz kolejny wampir rozpoczął powietrzną szarżę, Geralt spóźnił się z unikiem, stwór długim szponem rozorał wiedźminowi szyję do policzka, trysła krew. Geralt wsparł się na kolejnym nagrobku, opadł na ziemię z mieczem nadal w gotowości, Wampir wylądował przednim i stanął w pozycji wyprostowanej niby kij od szczotki, okrążył siedzącego już wiedźmina i pokręcił głową.
– I co ty mi chciałeś zrobić tą srebrną wykałaczką, prymitywny organizmie? Nie możesz mnie zabić! Opór jest daremny, a choćbyś nawet mnie pokonał, to mnie nie zabijesz. Za jakiś czas wrócę, gdy wszystkich was nie będzie i odbiorę to, co moje, co do mnie należy, a co kiedyś było wasze! – Wampir zaśmiał się, nieco przesadzając z teatralną dramaturgią. Uniósł ręce i głowę do nieba, śmiejąc się długo i przeciągliwie.
Lotka strzały zatrzepotała w locie, ugodziwszy wampira. Ten szybko spoważniał, obrócił się w stronę wejścia, gdzie stali młodzieniec z Rustym i jeszcze kilkoma innymi ludźmi, odgrażając się nieumarłym kroczącym na nich. Młodzieniec nie czekał, wypuścił z łuku kolejne strzały, które jedna po drugiej trafiały w cel. Naszpikowany strzałami wampir osowiał na chwilę, za chwilę jednak śmiejąc się po raz kolejny do wszystkich na cmentarzu.
– 
Naiwne robaki! Tylko na tyle was stać?! Kawałki patyków i trochę czystej ziemi?! Jesteście żałośni i słabi! Trzeba was wszystkich jebać, jebać, nic się nie bać! – Zaśmiał się oszalały wampir, odwracając się do Geralta.
Ten zdążył już wstać i w tym samym czasie pchnął wampira mieczem w tułów, prosto pod żebro, a następnie przekręcił. Wampir zawył z bólu, upadł na kolana. Wiedźmin nie czekał na kolejne epitafium wampira świadczące o ponadgatunkowej potędze, skupił się mimo bólu i ułożył wolną dłoń wznak Igni.
Gorące języki ognia swoim impetem odrzuciły wampirowi głowę tak mocno, że przez chwilę można było myśleć, że złamał kark. Powoli, jakby z trudem opierając się energii buchającej z palców, wampir podnosił głowę i mówił do wiedźmina.
– Tylko na tyle cię stać, wszawy wiedźminie! Twoja magia na mnie nie działa! Jesteś słabym, zdegenerowanym organizmem żyjącym, by umrzeć! Obyś nigdy nie zaznał szczęścia, zmutowany pomiocie, oby cię do miast nie wpuszczali, jadła nie podawali, pluli na twój zasrany widok! Oby ta twoja czarnowłosa szmata znienawidziła cię na wieki! Obyś…
Geralt miał dość, otępiały z wyczerpania i upływu krwi, zrobił pierwsze, co przyszło mu do głowy: ściągnął znak, od którego impetu wampir aż odbił głową w druga stronę, i wyciągnął z sakwy małą petardę. Wiedźmin podsunął ją pod otwarte w furii usta wampira, a potem głęboko wepchnął mu kartacza do gardła, wyciągnął klingę z ciała i odepchnął go nogą.
– Oby ci to kołkiem w gardle na pięćdziesiąt lat stanęło – powiedział wiedźmin i splunął.
Wampir zakrzyczał, jakby chciał coś powiedzieć, ale z pełnymi ustami nie mógł wydobyć nic poza gulgotaniem. A potem jego głowa eksplodowała, rozbryzgując w promieniu kilku metrów po wszystkich nagrobkach. Jego bezgłowe ciało bezwładnie osunęło się na ziemię i znieruchomiało.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11

Podziel się ze znajomymi: