Recenzja: Chuchel – z miłości do wisienek

Z pewnością kojarzycie gry takie jak Samorost, Machinarium lub Botanicula. Jeśli nie słyszeliście o wszystkich, to mam nadzieję, że przynajmniej o jednej z nich. Jeśli jednak nie wiecie nic na temat powyższych tytułów, to straciliście mnóstwo dobrej zabawy. Studio Amanita Design, to niezależni czescy deweloperzy, którzy stworzyli zarówno powyższe tytuły, jak i najnowszego Chuchela. Ich produkcje to pomysłowe gry przygodowe, które wymagają niekiedy trochę refleksu oraz logiki, a gameplay opiera się głównie na klikaniu myszką. Brzmi nudno, ale jest zupełnie przeciwnie! Produkcje od Amanita Design są pełne humoru i nigdy nie zawodzą. Moim solidnym numerem jeden deweloperów jest Botanicula, ale spójrzmy co przynosi czarny, kudłaty potworek, którego imię prawdopodobnie przekręcają wszyscy. Kukel, Huhel, Czuczel… Jakby nie było, jest zabawnie. 

W pogoni za wisienką

Gra zaczyna się od planszy, na której widzimy śpiącego bohatera Chuchela. Uzbrojeni jedynie w myszkę, klikamy w elementy otoczenia, takie jak budzik lub też wieża stereo, aby tylko obudzić małego drania. Jest to swoisty tutorial, gdzie gracze nieznający wcześniejszych rozwiązań mechanicznych studia, zapoznają się ze światem gry. Kiedy udaje nam się wreszcie obudzić stworka, ten zechce zjeść śniadanie w postaci wisienki. Jakież będzie jego rozczarowanie, gdyż przed pierwszym gryzem, owoc zostanie mu z premedytacją wyrwany, ohydnym łapskiem nieznanego bliżej potwora. Cała fabuła będzie rozbijała się o to, aby odzyskać zakazany owoc. Nie będzie to najprostsze, gdyż w tej pogoni natkniemy się na konkurenta, bliżej nieokreślonego zwierzaczka, który tak jak my ma chrapkę na wiśnię. Cała ta gonitwa przypomniała mi nieco słynne przygody wiewiórki z Epoki Lodowcowej, która goniła za szyszunią, właśnie niczym Chuchel za wisienką.

Świat Chuchela bardzo mocno przypomina pozostałe światy studia Amanita Design. Otoczenie jest iście kreskówkowe, postaci równie bajeczne, a zagadki i zadania wręcz surrealistycznie komiczne. Każda plansza jest osobną lokacją, na której musimy wykonać (metodą prób i błędów) jakieś zadanie. Pomysłowość tych zadań jest nieskończona. Będziemy więc latać, latać do góry nogami lub też grać w chuchelową wersję Tetrisa, Pac-Mana oraz Space Inviders. 99% czasu w grze korzystać będziemy z myszy, tylko od czasu do czasu będziemy zmuszeni poruszać się za pomocą klawiaturowych strzałek. Jak widać sterowanie nie jest trudne i wpasowuje się mniej lub bardziej w typowy nurt point’n’click.

Magia Chuchela

Gra powala nie tylko prostotą mechaniki, lecz także urodą (tj. grafiką) i dobrze znanymi dla czeskiego studia elementami muzycznymi. Kto grał chociażby w Botaniculę, ten wie, że słuchając soundtracku można zamknąć oczy i po prostu przenieść się w magiczny świat, który niesamowicie odpręża. Nie na darmo do wersji rozszerzonej gry dodano ścieżkę dźwiękową. Twórcy wiedzą, jak dobre są utwory w ich grach. Ale trudno pisać o muzyce, więc jedyne ,co mogę zrobić, to zachęcić do odwiedzenia wyszukiwarki internetowej i poszukania utworów na własną rękę. Ale nie tylko tło muzyczne jest pozytywnie zwariowane. Równie szalone są odgłosy wydawane przez bohaterów i świat gry. Wszelkie ochy i achy, jęknięcia i wrzaski są nagrane w przezabawny sposób i nieraz sprawiły, że wybuchłam gromkim śmiechem.

Towarzysze niedoli

Tytuł może przez niektórych zostać odebrany jako gra o plasteliniakach dla plasteliniaków. Szkoda byłoby, gdyby faktycznie mało ciekawa na pierwszy rzut oka grafika, odciągnęła od produkcji potencjalnych graczy. Bo po kilku sekundach (tak, sekundach, nawet nie minutach) zauroczymy się tymi plastelinowymi elementami, które rozbawią do łez, zwłaszcza jeśli zaczną wydawać z siebie odgłosy, o których już wspominałam. W grze napotkamy mnóstwo przedziwnych istot, których nie sposób nie polubić, tak jak nie sposób też określić, czym są. W postaciach, prócz ich dziwności, podobała mi się także mimika (zwłaszcza wiecznie zezłoszczonego Chuchela) i animacje, w których nagle magicznie zmieniały postać lub kolor. Tak tak, w Chuchelu wszystko jest możliwe.

Chuchel, czemu tak krótko?

Niestety przygoda w świecie Chuchela nie potrwa długo. Jest to chyba najkrótsza opowieść od Amanita Design. Tytuł można przejść za jednym, dwugodzinnym posiedzeniem. Na szczęście żadna minuta nie będzie tu stracona. Z drugiej jednak strony czas spędzony przy tak świetnej produkcji wydaje się niemiłosiernie przyspieszać. Nie musimy także martwić się o poziom zagadek. Te są zróżnicowane, jednak przeważają te proste. Ponadto każda plansza ma swego rodzaju podpowiedź. Kiedy nie wiemy, co należy zrobić, klikamy znajdujący się w lewym górnym rogu znak zapytania i natychmiast ukazuje się plansza, która mówi, jak powinniśmy przejść dany etap. Nie jest to na szczęście zupełne, ostateczne rozwiązanie, a jedynie podpowiedź. Produkcja nada się także w zupełności dla najmłodszych (choć nie jest kierowana głównie do najmniejszych graczy), poprzez zastosowanie logicznych, intuicyjnych zagadek.

Chuchel to przezabawna, wesoła gra przygodowa, w której za pomocą myszki i kilku klawiszy spędzimy niesamowite dwie godziny życia. Może i mało, ale satysfakcjonująco. Myślę, że warto ukazać jeszcze Chuchela na tle innych produkcji czeskiego studia. No cóż, nie jest to obfitujący z baśniowe tła Samorost, choć usłyszymy tu równie ciekawe tła muzyczne i odgłosy. Grze bliżej jest jednak do Botaniculi. Zarówno poziomem zagadek, jak i lekkością produkcji. Chuchel jest tytułem ukierunkowanym na humor i nie przekreśla gry zbytnim namnożeniem skomplikowanych zagadek. Trzeba przyznać, że grze blisko jest gameplayem oraz całokształtem również do tytułu Fire od Daedalic Entertainment. Obie produkcje przyniosą graczowi ten sam poziom radości. Od siebie, szczerze je polecam, jeśli macie słabość do słitaśnych, bliżej nieokreślonych kształtem stworzeń, które swoją nieporadnością zaczarują was choćby i na kilka godzin.

 

Dziękujemy studiu Amanita Design za udostępnienie gry Chuchel do recenzji. 

Podziel się ze znajomymi: