Test: Thebit Opus #1 – klasa sama w sobie

Podsumowanie

Thebit Opus #1 trochę zawiódł mnie w kwestii obsługi. Zszokowała mnie – choć poniekąd pozytywnie – znikoma liczba funkcji. (Być może uważny Czytelnik zwróci uwagę, że na przestrzeni recenzji w różny sposób odnoszę się do tej kwestii – zapewne to dlatego, że niespecjalnie wiem, jak się do niej odnieść). Wykonanie zrobiło dobre wrażenie, ale nie widać w nim żadnego prestiżu.
Prestiż słychać. Dźwięk reprodukowany przez Opus #1 jest najwyższych lotów, grzechu wart, a czapki z głów. Niektóre jazzowe utwory nabrały dla mnie zupełnie nowego smaku podczas odsłuchów na Opus #1.
Jeśli jako jedyne kryterium oceny uznać by jakość dźwięku, produkt Thebit stanowi ekstraklasę odtwarzaczy muzycznych. To z całą pewnością propozycja wysoce warta zainteresowania, jeśli tylko ktoś nie boi się wydać prawie 3000 złotych na „zwyczajny odtwarzacz muzyczny”.
Jeśli jakość dźwięku jest ważna, ale nie jest priorytetem, a muzyka nie jest dla nas celem samym w sobie, lepiej będzie chyba zainwestować w nowego iPhone’a albo inny multimedialny kombajn. Jeszcze raz podkreślam: Thebit Opus #1 ewidentnie został stworzony z myślą o jakości dźwięku i tylko o niej. Zamysł produkcyjny udało się zrealizować w pełni – ale zamysł ten z oczekiwaniami większości użytkowników nowych technologii jest po prostu niekompatybilny.
Opus #1 to tylko – albo aż – wyśmienity odtwarzacz plików muzycznych wszelakich. Czy jest wart swojej ceny? Bez zbędnej złośliwości: to zależy, czego jest wart słuch kupującego.

Opus_1_7

1 2 3 4 5

Podziel się ze znajomymi: