Uniwersum Wiedźmin – opowiadanie „Więź przypadków”

WIĘŹ PRZYPADKÓW

Napisał: Zdzichu Rączka

Internet 2016

Geralt dawno już nie czuł się tak źle.
Słońce było niemal niewidoczne na tle białego nieba, ledwie prześwitującego zza szarych i niebieskich kłębów chmur. Deszcz po kilkudniowej ulewie przestał w końcu padać, rozmokła ziemia zmieszana z piaskiem była grząska, stawiała ciężki opór kolejnym krokom. Płotka z trudem szła dalej, z kopytami ubłoconymi po same napięstki. Geralt co jakiś czas musiał używać znaku Axii, by zmusić konia do ponownego chodu, sam jednak dobrze rozumiał jej niechęć; na głowie i ramionach leżał skórzany płaszcz, po którym spływały krople przelewające się z wgłębień pomarszczonej skóry. Spadały również na nos, a potem na ziemię; nie miał najmniejszych chęci ich ocierać. Czuł się źle.
Po ucieczce z Vengerbergu wiedźmin trzymał się podnóża pasma górskiego, kierując się na północ. Chciał ruszyć, żeby możliwie jak najwięcej zrobić na szlaku, poczuć się potrzebny, i wrócić w niezdobyte Góry Sine, by z daleka od ludzi przezimować sam na sam ze swoimi myślami. No, i zresztą wiedźminów. Czarodziejka nie lubiła sprzeciwu, a wiedźmin nie miał najmniejszej ochoty zgadzać się na wszystko. Coraz częściej otwarcie się z nią spierał, stawiał na swoim, ale sam fakt, że potem musiał grać według jej reguł, dołował go jeszcze bardziej. Czego by nie zrobił, był teraz w jej mocy. To życzenie, cholerne ostatnie życzenie. Uważaj, człowieku, czego sobie życzysz, nigdy nie wiesz, co się może z tym wiązać… Zostawił ją, po prostu, bez słowa. Wstał wcześnie rano, jak zwykły człowiek do roboty na pierwszą zmianę, wiedział, że czarodziejki nie wstają prędzej niż koło południa, mogły sobie na to pozwolić, będąc pannami z potęgą, o jakiej wielu ludziom nigdy się nie śniło. Zostawił bukiet kwiatów, pergamin z listem położył zaraz obok. Przełożył dwa miecze przez plecy, przełkną ślinę, i wyszedł. Spod murowanej stajni odebrał Płotkę; nie było stajennego, więc nie było komu zapłacić. Dzień był pogodny, niebo prawie bezchmurne, a błyszczące słońce nad widnokręgiem wręcz zarażało swoim optymizmem. Dziś wszystko miało się udać, być pomyślne. Geralt odetchnął lekko. Poprawiając się w siodle, uśmiechnął się do siebie i ruszył na szlak.
Pogoda dopisywała niemal do południa, wiedźmin mknął po dukcie jak strzała, jak gdyby go sam diabeł gonił, uśmiechnięty jednak, włosy powiewały mu na wietrze, Płotka machała grzywą i prychała z zadowolenia, wreszcie mogła rozprostować nogi. Na trakcie Geralt w pędzie minął tylko kilku podróżnych i parę wozów przykrytych derką. Niektóre z nich miały symbole miasta Gulety, do którego wiódł właśnie ten szlak, i wiedźmin na nim.
Minęło południe, Geralt ściągnął wodzę Płotki, dał jej tylko lekko kłusować, chmury na niebie nie nastrajały absolutnie na żadne niedogodności, pozwolili więc sobie na odpoczynek od pierwszej euforii, nadal jednak idąc do przodu, mila po mili. Geralt rozglądał się z zaciekawieniem, krajobraz, choć skromny, wydawał się miły dla oka.
Małe leśne zagajniki, przepastne łąki sięgające do pasa; z daleka widać było pola i głowy chłopów w lnianych odzieniach i słomianych czapkach, ledwo wystających ponad kłosami, z gracami pracujących przy plewieniu chwastów. Z drugiej strony widział biegnącego zająca i goniącego go lisa. Zając, w pędzie pomiędzy jałowcami, wbił się w cień małego lasku i pomknął dalej, zwodząc lisa od jednego pnia sosny do drugiego.
Życie toczyło się dalej.
Geralt, który zasnął w siodle na chwilę, nawet nie zauważył, kiedy pogoda się zmieniła. Gdy się obudził, było już szaro, a pierwsze krople deszczu zaczęły rozmiękczać suchy, spragniony deszczu piach na ścieżce. Geralt przestał myśleć o tym, co jeszcze przed chwilą miał w głowie, czuł się coraz gorzej. A gdy pogoda poprawiła się i deszcz przestał padać, nie poprawiło mu to nastroju. Nadal czuł się źle, przybity i zdołowany, wprawiony w chandryczny nastrój, wzmacniany szaroburym pejzażem okolicy. Wiedźmin jechał tak z opuszczoną głową, co chwilę popędzając konia magią. Z oddali widać było już pierwsze zabudowania grodu Gulety.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11

Podziel się ze znajomymi: