W 2010 roku Parrot wprowadził na rynek swój pierwszy dron oznaczony symbolem AR. Moment ten można uznać za początek ogólnej dostępności quadrocopterów. Jednak rynek ten i to, co miał do zaoferowania, nijak ma się do tego, co proponowane jest nam dziś. Podczas gdy kiedyś jedynym łatwo dostępnym i osiągalnym cenowo był dron AR, teraz są ich już dziesiątki. Ceny zaczynają się od 300, a kończą nawet na 7 000 złotych. Wybór odpowiedniej dla nas zabawki, za którą nie będziemy musieli przepłacać, może być więc naprawdę trudny. Czy najnowsze dzieło Parrota jest dobrą propozycją? To właśnie postaram się ustalić.
Opakowanie i zawartość zestawu
Bebop przyleciał do mnie w dość sporym kartonowym pudle. O samym opakowaniu ciężko powiedzieć coś więcej niż to, że jest duże i znajdziemy na nim sporo grafik informacyjnych, specyfikację czy krótki opis zarówno drona, jak i kontrolera. Przejdźmy więc do zawartości, tutaj bowiem jest już nieco ciekawiej.
Kiedy po raz pierwszy otwierałem karton, powiem szczerze, zatkała mnie jakość wykorzystanych materiałów i bogactwo zestawu. Mało która firma może pochwalić się dodawaniem do swoich produktów tak wielu akcesoriów. Wydaje się, że Parrot nie zapomniał o niczym. Oprócz samego drona i Skycontrollera znajdziemy też całą masę innych rzeczy, mających ułatwić używanie czy naprawianie urządzenia. Pozwólcie jednak, że o każdej z nich wspomnę osobno w odpowiedniej części recenzji.
Wykonanie i wytrzymałość: Bebop Drone
Bebop to prawdziwe potwierdzenie tego, że jakość użytych do produkcji materiałów nie zawsze decyduje o wytrzymałości urządzenia. Dlaczego więc parę linijek wcześniej pisałem o tym, że owa jakość wywarła na mnie aż tak pozytywne wrażenie? Dlatego, że wiedziałem, czego mam się spodziewać. Podczas wyboru gadżetu tego typu musimy przez cały czas pamiętać o tym, co kupujemy i że nie jest to smartfon czy inny taki sprzęt. Nie możemy się zatem spodziewać, że dron przeznaczony do celów rozrywkowych, wykonany będzie z najtwardszych plastików czy metalu. Osoby, które nie wzięły tego pod uwagę, mogą być nieco zawiedzione po otwarciu pudełka, Bebop bowiem to w znacznej części ABS, pianka EPP (czyli spieniony polipropylen ekspandowany) i włókno szklane. Choć materiały te raczej nie są kojarzone z segmentem premium, to konstruktorom Parrota, przynajmniej moim zdaniem, udało się zrobić z nich coś, co naprawdę przypomina produkty z tej części rynku i utwierdza nabywcę, że wydane na dron pieniądze, nie zostały zmarnowane.
[su_spoiler title=”Otwórz spojler i zobacz model 3D drona” style=”fancy” icon=”arrow”]
[/su_spoiler]
Zacznijmy od najważniejszej części urządzenia – korpusu. Wyróżnić możemy tu dwie główne części. Pierwszą, pełniącą jedynie rolę gniazda na baterię i drugą, polipropylenową, skrywającą w sobie główny punkt programu – kamerę. W recenzowanym modelu piankę pomalowano rzucającą się w oczy żółtą farbą, która, niestety, po dłuższym użytkowaniu może zacząć odchodzić. W jego tylnej części znalazł się, tak samo żółty i idealnie równo wtopiony w środek korpusu, nadajnik GPS, tym razem już nie z miękkiej pianki, osłonięty za to twardym plastikiem. Obiektyw kamery (o której wspomnę później) i ostrzeżenia o nagrzewającym się materiale to jedyne rzeczy, na które jeszcze możemy zwrócić tutaj uwagę, przejdę więc dalej.
Całość osadzona jest na podstawie wykonanej z magnezu, pełniącej rolę osłony elektromagnetycznej, z której wychodzą cztery ramiona ze śmigłami. To właśnie między nią a górną częścią znajdują się wszystkie podzespoły wraz z wychodzącym z dziury na spodzie Bebopa czujnikiem ultradźwiękowym i dolną kamerą, o której przeznaczeniu także opowiem potem, nie jest ono bowiem wcale takie oczywiste. Oprócz wspomnianych elementów znajdują się tutaj również cztery gumowe poduszeczki. Pełnią one zarówno rolę amortyzatorów, jak i absorbują część powstających podczas lotu i lądowań wibracji, co przyczynia się do lepszej jakości nagrań. Wszystko to sprawia, że pomiędzy dwoma częściami konstrukcji powstaje dość spora szpara. Choć dotychczas nie zauważyłem żadnych problemów z tego powodu, to z pewnością będzie sprzyjać to odkładaniu się w środku pyłu, nie mówiąc już o wodzie. To kolejny, poza zaleceniami producenta, powód, by nie próbować latania w deszczu.
Ramiona nie są przytwierdzone do podstawy drona, a stanowią z nią jedną całość. Krótko mówiąc: i podstawa, i ramiona zostały utworzone z tego samego kawałka mieszanki magnezu i włókna szklanego. Warto wspomnieć też o tym, że każde śmigło łączy się z korpusem nie jednym, a dwoma ramionami. Każde z nich wyposażone jest również w nóżkę umożliwiającą stabilne postawienie czy wylądowanie Bebopem na ziemi. Niestety gumki ochraniające ich końce są dość łatwe do zgubienia. Po kilku ostrzejszych lądowaniach mogą odpaść, a ich późniejsze odnalezienie, z racji niewielkich rozmiarów, bywa niemożliwe. Trzyłopatkowe, poliwęglanowe śmigła wykonane są bardzo solidnie i choć natychmiastowo zatrzymują się przy kontakcie z przeszkodą, to ich bliskie spotkanie z naszą skórą z pewnością nie będzie przyjemne. Każde śmigło osadzone zostało na osobnym, metalowym silniku bezszczotkowym Outrunner.
Na koniec pozwólcie, że wrócę do początku, czyli użytych przy konstrukcji takich, a nie innych materiałów. Okazuje się bowiem, że oprócz lekkości EPP, ABS, magnez i włókno szklane nadały quadrocopterowi niezwykłą wytrzymałość. Lekkość i giętkość części pozwala przeżyć zderzenia i upadki, przy których sprzęt wykonany z twardszych plastików lub metali dawno by się połamał. Tymczasem, mimo paru kraks, w tym jednej wyglądającej naprawdę groźnie, jedyne co udało mi się zrobić, to wygiąć jedno ze śmigieł.
Wykonanie i wytrzymałość Skycontrollera
Pierwsza rzecz, która zaskakuje, gdy dostaniemy kontroler w swoje ręce to sam jego rozmiar. Zanim dostałem Bebopa, nie oglądałem żadnych filmów o nim ani o samym Skycontrollerze, może dlatego właśnie spodziewałem się małego, poręcznego pilocika. Okazał się on jednak dość sporą i ciężką bestią.
Zacznijmy od stacji dokującej dla smartfona lub tabletu, bo właśnie tu najczęściej skupia się nasz wzrok. Brak tu skomplikowanych mechanizmów i niepotrzebnych kabli. Urządzenie umieszczamy na środku, dociskamy górną, ruchomą częścią kontrolera i skręcamy znajdującą się z tyłu śrubę tak, by całość pozostała na miejscu. Prostota takiego mocowania sprawia, że w stacji zmieści się zarówno 4-calowy telefon, jak i większy, nawet 10-calowy tablet. Takie rozwiązanie czyni Skycontrollera uniwersalnym, ma też jednak swoje wady. Część podtrzymująca z góry nasz ekran w niektórych modelach smartfonów trafia akurat tam, gdzie znajduje się przycisk zmiany głośności lub wyłączania. W takim wypadku zmuszeni będziemy obrócić telefon, a wraz z nim ekran, do góry nogami (co w niektórych wypadkach okazuje się wcale nie takie łatwe, aplikacja ma bowiem skłonności do buntu). Nie wydaje mi się jednak, żeby była to wysoka cena za gwarancję bezpieczeństwa naszego urządzenia. Po prawidłowym przymocowaniu trzyma się tak mocno, że nie ma szans, by wypadło. Ponad stacją dokującą jest jeszcze radar, również dość spory. Jest jedynym widocznym miejscem na pilocie, z którego odchodzą kable.
Są też dwa ramiona. Lewe, z diodami, poinformuje nas o tym, czy nagrywamy aktualnie film oraz o sile sygnału Wi-Fi. Znajdziemy tu guzik odpowiedzialny za zatrzymanie rejestracji wideo oraz dwa inne, służące do poruszania się po aplikacji FreeFlight 3. Jest też oczywiście gałka do sterowania wysokością i obrotem drona oraz druga, działająca jako kursor do nawigowania po interfejsie telefonu. Prawe ramię to znów diody, tym razem powiadamiające o stanie baterii Bebopa i Skycontrollera. Są również trzy guziki i dwie gałki. Tym razem służące odpowiednio do: lądowania awaryjnego, automatycznego powrotu do domu, startu/lądowania, poruszania się do przodu, tyłu oraz na boki i poruszania kamerą. Wszystko zostało rozmieszczone tak, że nawet najmniejsze ręce nie będą miały problemu z szybkim dostępem do danego guzika i nawet największy laik przyzwyczai się do odpowiedniego ustawienia palców w kilka minut.
Producent pomyślał przy tworzeniu Skycontrollera o wszystkich – zaczynając od osób chcących korzystać z drona w słoneczne dni, wyposażając zestaw w specjalną przeciwsłoneczną zasłonę, kończąc na entuzjastach doświadczeń First-person view, dając im wtyczkę, pozwalającą podłączyć odpowiednie okulary, a nawet niwelując nieco ciężar samego sprzętu, poprzez dodanie wygodnego, grubego paska na szyję. Jedyne więc, do czego mogę się przyczepić, to spasowanie elementów i włączający przełącznik. Dwie części poszczególnych ramion pilota nie łączą się ze sobą idealnie, jest między nimi wąska szpara. Za to wspomniany przełącznik, z niewiadomych przyczyn, nie został przyklejony, co przy mocniejszym machnięciu może spowodować jego wypadnięcie i zgubienie. Myślę jednak, że, z uwagi na użycie w produkcji dość twardych materiałów, ktoś chcący zepsuć kontroler, musiałby się nieźle namęczyć, mimo takiego mankamentu. Skycontroller to kawał porządnego sprzętu.
Naprawa
Wspominałem, że Bebop to zadziwiająco wytrzymałe urządzenie. Nie jest jednak niezniszczalny. A jak wiadomo nie od dziś, nawet najlepszym pilotom zdarza się zaliczyć mniej lub bardziej efektowne kraksy. Co wtedy? Czy po takim hucznym lądowaniu pozostaje nam tylko płacz, zgrzytanie zębami i wyprawa do profesjonalnego serwisu? Okazuje się, że wcale nie wygląda to tak źle.
Producent wziął bowiem taką sytuację pod uwagę. Wszystkie części niezbędne do naprawy możemy kupić z oficjalnego sklepu Parrota, a zniszczone elementy wymienić w warunkach domowych. Konstruktorzy zadbali o to, by doprowadzenie naszej zabawki do stanu używalności nie wymagało umiejętności specjalisty, a tych, którzy w naprawach tego typu są kompletnymi laikami, wspomogli odpowiednimi poradnikami wideo. Za taki ruch Parrotowi należy się duża pochwała. Filmy są tak przejrzyste i szczegółowe, że podążając za nimi krok po kroku, naprawdę ciężko byłoby zrobić coś źle. W Polsce cały proceder może okazać się odrobinę trudniejszy i, niestety, również droższy. Za części zamienne musimy płacić dolarami, uwzględniając przesyłkę z zagranicy, lub ryzykować, kupując tańsze części z nieoficjalnych polskich źródeł.
Aplikacja
FreeFlight 3 to aplikacja bez której nie zaczniemy zabawy. Służy nam do sterowania dronem oraz dostosowywania wszelkich parametrów. Zajmę się jednak jej opisem nie jako pilota, tylko jako centrum zarządzania. Recenzuję zestaw ze Skycontrollerem, a więc używanie wirtualnego pilota w smartfonie nie miało większego sensu. Tym, którzy mają zamiar wyposażyć się jedynie w Bebopa powiem, że sterowanie smartfonem jest możliwe i niemal identyczne jak to znane z wcześniejszych generacji. Nigdy jednak nie będzie tak wygodne, precyzyjne i satysfakcjonujące, jakie jest z pomocą fizycznego kontrolera.
FreeFlight służy nam więc jako podgląd widoku z kamery, menedżer nagranych filmów oraz menu z ustawieniami. I co tu dużo pisać – działa świetnie! Wszystko działa, jak działać powinno, a dostęp doopcji jest szybki i intuicyjny. Maksymalną prędkość, wysokość czy nachylenie wybieramy po prostu przeciągając suwak, a żeby sprawdzić, czy z silnikami drona wszystko w porządku, nie musimy zaglądać do środka – wystarczy parę przesunięć palcem i dostajemy wgląd w aktualny stan podzespołów. Przesyłanie filmów też nie jest wielką filozofią. Po prostu zaznaczamy interesujący nas materiał w aplikacji, a ten automatycznie prześle się na nasz smartfon.
W całości udało mi się znaleźć tylko jedną dziurę – myszkę. Gałka, która miała służyć do sterowania kursorem po ekranie smartfona i wykonywania na nim operacji bez konieczności zdjęcia ręki z pilota, w moim przypadku nie działała lub po prostu nie udało mi się jej uruchomić. Z pewnością jest to jednak możliwe, bo wątpię by znajdowała się tam bez powodu, a tak przydatny patent został zmarnowany.
Lot, kontrola i czas pracy na baterii
Zanim zaczniemy latać, musimy oczywiście odpowiednio wszystko przygotować. Jedną z podstaw jest źródło mocy dla naszego drona, czyli baterie. Jeden akumulator ładuje się w pełni około godzinę i pozwala na średnio 11 minut intensywnego latania. W zestawie ze Skycontrollerem znalazłem takich cztery. Czy wystarczyły, by po jednorazowej zabawie nie czuć niedosytu?
Bebop i dołączony do niego pilot korzystają z tych samych baterii 1200mAh i okazuje się, że ma to duży wpływ na czas naszej zabawy. Gdy wszystkie trzy baterie quadrocoptera rozładują się, możemy bez obaw użyć tej, która dotychczas znajdowała się w kontrolerze. Skycontroller wykorzystuje bowiem tak mało mocy, że gdy my zdążymy wylatać 100% pojemności akumulatorów, u niego zostanie jeszcze nawet osiemdziesiąt. W praktyce daje nam to niemal 4800 mAh, czyli około 44 minut lotu drona. Taki czas, przynajmniej dla mnie, pozwalał w pełni nacieszyć się jego możliwościami. Drugą, ostatnią już rzeczą, którą musimy zająć się przed zabawą, jest kalibracja i dostosowanie wszelkich parametrów. Sam proces jest dość krótki i – mogłoby się wydawać – nieważny. Nie wolno go jednak lekceważyć. Wszystkie wartości ustawione na poziomie maksymalnym dla kogoś, kto dronem lata pierwszy raz, mogą bardzo łatwo sprawić, że wyląduje on na drzewie lub z hukiem uderzy w ziemię. A parę minut spokojnego lotu z ograniczoną prędkością z pewnością kosztować będzie nas mniej niż naprawa uszkodzonych podzespołów. Kalibracja to kolejna rzecz ważna przede wszystkim przy pierwszym locie (choć proponuję przeprowadzać ją częściej), która może uchronić nas przed ewentualnymi uszkodzeniami. To tylko parę chwil podążania za instrukcją na ekranie. A co może się stać, kiedy zaniedbamy ten element przygotowania? Sprawdźcie TUTAJ (przy okazji kolejny popis wytrzymałościowy Bebopa, nic nie zostało uszkodzone).
I to tyle, naprawdę nie potrzebujemy nic więcej, by zacząć zabawę. Drona z łatwością ujarzmi nawet ktoś, kto z takim sprzętem ma do czynienia pierwszy raz w życiu. Do wspomnianych wcześniej, zmniejszonych na początek parametrów, dołóżmy jeszcze specjalne piankowe osłonki na boki i mamy gwarancję, że nasze pierwsze chwile z urządzeniem będą przyjemne oraz bezpieczne. Dodatkowo za każdym razem, gdy czujemy, że tracimy kontrolę, możemy po prostu zdjąć palce z gałek, a Bebop automatycznie stanie i ustabilizuje się w miejscu, w którym akurat się znajdował. Funkcja ta szczególnie przydaje się, gdy chcemy szybko opanować sytuację, czy dostosować coś w opcjach, nie musimy bowiem za każdym razem przerywać lotu. Jeśli już znudzi nam się takie ograniczone latanie i czujemy, że w pełni kontrolujemy ruchy drona, pora na ustawienie wszystkich wartości nieco wyżej. Uwaga: w tym momencie w naszej żółtej osie naprawdę budzi się potwór!
Wyhamowanie lotu przy pełnej prędkości zajmuje teraz dłuższą chwilę, a przelot Bebopa nad naszą głową potrafi wywołać ciarki na plecach. I choć osiągać możemy szybkość rzędu nawet 11 metrów na sekundę oraz wznosić się na prawie 150 metrów, to jego lot nadal jest stabilny. Skycontroller wzmaga poczucie pełnej kontroli nad lotem quadrocoptera i pozwala na wykonywanie jeszcze bardziej precyzyjnych ruchów. Mimo swoich niewielkich rozmiarów cały czas jest stabilny, nie straszny mu nawet lekki wiatr. I myślę, że właśnie ta łatwość sterowania i stabilność zrobiły na mnie największe wrażenie. Nie spodziewałem się też, że Bebop będzie aż tak szybki. Jego dolna kamera, o której wspominałem wcześniej, wykonuje zdjęcie raz na 16 milisekund i porównując je z poprzednim, daje nam aktualny obraz tego, z jaką szybkością się poruszamy. Te prędkości, które udało mi się osiągnąć, bywały naprawdę imponujące i sądzę, że Parrot nie musi wstydzić się pod tym względem przed urządzeniami firm takich jak na przykład DJI. Jeśli nie zaimponowało Wam to, co dotychczas opisałem i chcecie wykonywać jeszcze bardziej ryzykowne manewry, to zawsze możecie przełączyć opcję sterowania na Ace. Opcja ta sprawi, że większość czujników ograniczających drona zostanie wyłączona. Co to oznacza w praktyce? Jeden z sensorów umieszczonych na spodzie, ma za zadanie stale utrzymywać Bebopa nad ziemią. Gdy zostaje on wyłączony, możemy latać nawet oddaleni tylko o parę milimetrów od gruntu. Tryb Ace daje nam więc dużo więcej swobody. Pamiętajcie jednak, że w tym momencie nic już nie chroni nas przed tym, by na przykład przy pełnej prędkości wlecieć dronem prosto w ziemię.
O samym locie i satysfakcji, jaką można z niego czerpać, mógłbym pisać jeszcze naprawdę długo. Zakończmy jednak na tym, co zostało już opisane, wspominając tylko raz jeszcze, jak łatwa jest obsługa drona, jak wielka jego stabilność i jak precyzyjne manewry możemy wykonywać dzięki gałkom Skycontrollera, bo – tego jestem w stu procentach pewien – żaden smartfon nie dałby nam takiej wygody i przyjemności z latania jak pilot Parrota.
Kamera
Urządzenia rejestrujące obraz zawsze były bolączką zdalnie sterowanych gadżetów. Albo jakość była taka, że ciężko było czerpać przyjemność z oglądania, albo nawalała stabilizacja. Jak wygląda to w przypadku Bebopa? Czy twórcom w końcu udało się ustrzec wszelkich błędów?
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, kiedy mówimy o kamerze w tym dronie, jest to, że jest ona wkomponowana w jego korpus, a nie tak jak u konkurencji, przymocowana osobno lub wystająca na zewnątrz. Umieszczenie jej w taki sposób było raczej dobrym pomysłem. Być może nasze pole widzenia zostaje nieco ograniczone (choć i na to Parrot znalazł rozwiązanie), ale myślę, że warto było to poświęcić, by chronić aparat. Obudowaną z niemal każdej strony kamerę naprawdę ciężko uszkodzić, a szkło obiektywu, mimo że wystające, również nie jest łatwe do zarysowania.
W przypadku recenzowanego quadrocoptera nie mówimy już o małej kamerce. Tutaj do czynienia mamy z pełnoprawnym, 14-megapikselowym aparatem fotograficznym. Sprawia to, że nie służy on już tylko do zaspokojenia ciekawości i obejrzenia świata z góry. Wtedy rozpikselowany obraz, nagrany przez AR.Drone, w zupełności wystarczał. Teraz niczym dziwnym nie będzie, jeśli zamiast zwykłej, cyfrowej kamery na wakacje zabierzemy naszego drona. W nagrywanym przez niego obrazie ciężko bowiem dostrzec różnice, a ten pochodzący z Bebopa może być nawet efektowniejszy. Mówimy przecież o zdjęciach robionych nawet ze 150 metrów!
Filmy Full HD i zdjęcia w rozdzielczości 4096 × 3072 pikseli są naprawdę zadowalające i śmiało mogą konkurować z dzisiejszymi aparatami smartfonów czy cyfrówkami. Obraz wygląda dobrze nawet oglądany w powiększeniu na telewizorze. Niestety, Parrot nie wystrzegł się wad…
Nawet trzy osie w stabilizacji cyfrowej nie sprawią, że będzie działać tak dobrze, jak po prostu trzymanie aparatu w ręce czy na statywie. Konstruktorom należy się oczywiście pochwała, bo przy wstrząsach, jakie towarzyszą Bebopowi podczas lotu, taka stabilność wideo jest czymś magicznym. Jednak to, że stabilizacja jest właśnie taka, a nie inna, odciska na nim swoje piętno. Wszelkie zawirowania i wibracje usuwane są z rejestrowanego obrazu automatycznie przy użyciu odpowiednich algorytmów. I funkcja ta niestety czasem zawodzi.
Zdarza się, że na nagraniu widać czarne elementy lub tworzy się coś, co wygląda, jakby dron został uderzony w kadłub podczas lotu. Wszystko to błędy powstałe podczas procesu stabilizacji, których jeden z przykładów widać na poniższym GIF-ie.
[su_spoiler title=”Otwórz spojler i zobacz GIF-a” style=”fancy” icon=”arrow”]
[/su_spoiler]
Jakość nagrywanych materiałów podobna jest do tej, którą osiągamy dzisiejszymi smartfonami, stabilizacja daje radę (wspomniane błędy zdarzają się dość rzadko), a kamera, mimo że wkomponowana w drona, może pochwalić się aż 180-stopniowym polem widzenia. Nie będzie więc problemu z rozejrzeniem się na boki, do góry, a nawet skierowaniem kamery drona tak, by patrzył niemal całkiem pod siebie. Podsumowując, to kolejna rzecz, której zalety niwelują wady. Kamera jest naprawdę świetna i myślę, że drobne problemy ze stabilizacją nie będą w stanie nikomu popsuć zabawy.
Podsumowanie
Bebop może zawieść niektórych materiałami z jakich został stworzony oraz działaniem stabilizacji cyfrowej. Nie jest więc z pewnością urządzeniem bez wad. Wszystkie jednak przestają być ważne, kiedy wzniesiemy się w powietrze. Pianka zastosowana zamiast twardych plastików, okazuje się być zbawieniem przy każdej kolejnej stłuczce na wysokości, a stabilizacyjne problemy zdarzają się zbyt rzadko, by zawracać sobie nimi głowę. Zabawa dronem pochłania całą naszą uwagę, a czerpana z niej satysfakcja rekompensuje wszystko.
Nie można zapomnieć też o tym, jak wielki udział w tym wszystkim ma Skycontroller. To właśnie to, że Parrot zadecydował się go stworzyć, sprawiło, że jego lot tak bardzo różni się od lotu poprzednich generacji quadcopterów. Precyzja, z jaką pozwala nam latać, i daleki zasięg (plus możliwość dodatkowego powiększenia go) są tym, co daje tyle zabawy. Wygląda po prostu na to, że sterowanie smartfonem nigdy nie będzie tak dobre, jak trzymanie fizycznego pilota w rękach.
Bebop i Skycontroller to świetny duet na początek przygody z latającymi gadżetami czy podniebną fotografią. Opanowanie sterowania trwa zaledwie kilka minut, a ewentualne upadki nie będą problemem. Dodatkowo dron mieści się w plecaku, co umożliwia nam zabranie go ze sobą praktycznie wszędzie. Bebop to niewątpliwe najlepszy produkt tego typu, jakim może pochwalić się Parrot. Niestety – zarówno jego cena, jak i części zamiennych, w Polsce może stanowić dość dużą przeszkodę przed zdecydowaniem się na zakup.
Fot.: Parrot