Test: Thebit Opus #11 – elegancki DAC/AMP mobilny

Brzmienie

Na łamach portalu recenzowaliśmy już dwa urządzenia (ze stajni HiFime) oparte o dekoder cyfrowo-analogowy Sabre ES9018K2M. Dlatego mniej więcej wiedziałem, czego spodziewać się po Opusie #11 – i większych niespodzianek nie było.
Charakterystyka dźwiękowa jest raczej zrównoważona, żadne pasmo nie jest szczególnie faworyzowane. Można powiedzieć, że DAC koncentruje się raczej na dopieszczeniu poszczególnych pasm, a nie na akcentowaniu którychś konkretnych. Taka charakterystyka jest bezpieczna, powinna przypaść do gustu większości słuchaczy.
Wobec tego Opus #11 nie wyprodukuje dla nas ogromnych ilości basu. To wcale nie oznacza, że to pasmo jest w jakikolwiek sposób zaniedbane. Niskie tony cechują się dobrą kontrolą i są bogate w najniższe częstotliwości, dzięki czemu bas posiada należytą głębię. Jego szybkość jest w pełni wystarczająca nawet w progresywnym metalu. Niskie tony, kiedy tylko tego trzeba, są bardzo dobrze odseparowane od reszty pasma – to bardzo mnie cieszyło. W zasadzie nie da się im wiele zarzucić. Mogłyby być co prawda prezentowane trochę ciekawiej, w agresywniejszy sposób, ale w aktualnej formie brzmią zdecydowanie satysfakcjonująco.
Średnica to – ponownie – dobrze wykonana robota, ale bez żadnych fajerwerków. Ma szczegółową fakturę, wokal jest bogaty w brzmieniu, raczej delikatnie jaśniejszy niż ciemniejszy, bezpośredni, chociaż nigdy nie znajdujący się wyraźnie przed resztą ścieżek utworu. Średnica bardzo dobrze współgra z pozostałymi pasmami, nie dosłyszałem większych, irytujących dołków w ogóle pasma.
W górze pasma bardzo podobały mi się najwyższe tony: ich dobre przenoszenie gwarantowało bogate wybrzmienie talerzy perkusji czy naprawdę interesujące tony towarzyszące grze na skrzypcach. Wydaje mi się, że w muzyce klasycznej, na niektórych słuchawkach, tych najwyższych tonów może być aż za dużo – na szczęście tylko trochę za dużo. Niemniej połączenie Opusa #11 z właściwymi słuchawkami powinno zagwarantować fantastyczne wrażenia podczas kontemplowania co ciekawszych dzieł muzyki poważnej. Niezwykle podobała mi się bardzo wysoka precyzja, z jaką DAC Thebita kształtował dźwięki wydobywające się podczas koncertu skrzypcowego Sibeliusa (w wykonaniu Itzhaka Perlmana) – błyskawiczne tworzenie i wyciszanie najwyższych alikwot tworzonych przez wirtuoza naprawdę zrobiło na mnie wrażenie.
Sabre ES9018K2M oznacza oczywiście miłą uważnym słuchaczom szczegółowość. Jak przekonamy się po opublikowaniu kolejnej recenzji, Opusowi #11 dużo brakuje do najwyższego poziomu szczegółowości, ale zarazem DAC ten nie opuszcza elementów utworu, które bardzo często są pomijane przez najtańsze układy. Szczegółowość DAC-a w pełni wystarcza, aby bawić się podczas słuchania muzyki w wyławianie ukrytych „kąsków”. Tu wypada po raz kolejny przypomnieć o kontroli dźwięku – jasny przekaz szczegółów nagrań nie byłby możliwy, gdyby nie stała ona na wystarczającym poziomie. Na szczęście w dźwięku tworzonym przez Opusa #11 wszystko znajduje się na właściwym miejscu i nie przytłacza pozostałych elementów brzmienia, toteż szczegóły i szczególiki są należycie słyszalne. Specjalnej uwadze polecam „smaczki” ukryte w wyższym dole pasma oraz w tonach najniższych – niektóre z nich potrafią na Opusie #11 zaskoczyć.
Ostatnią kwestią wymagającą opisania jest scena. Z jednej strony jest ona bardzo dobra – bo wyśmienicie opanowana, o precyzyjnie, przekonująco rozmieszczonych instrumentach – z drugiej: pozostawiająca niedosyt – bo zdecydowanie za mała. Jak wiadomo, jestem fanem szerszych i głębszych scen muzycznych. Niestety ani tej szerszej, ani tej głębszej w Opusie #11 nie uświadczymy. Na pocieszenie zostaje nam wspomniane dopracowanie przestrzeni: poukładanie źródeł pozornych stoi na bardzo wysokim poziomie. Byłem zaskoczony tym, że na scenie tak małych rozmiarów Opus #11 był w stanie stworzyć tak wiele różnych miejsc, z których dobiega dźwięk. Zjawiskowe „przejazdy” dźwięku przez całą szerokość brzmiały, hm, należycie zjawiskowo.

1 2 3 4

Podziel się ze znajomymi: