Najlepsze gry wychodzą znikąd, od małych twórców, u których, aby się przebić, trzeba stworzyć coś nowatorskiego, co zaskoczy gracza. Taką właśnie grą jest Lifeline stworzone przez Three Minute Games i wydane na urządzenia mobilne. Gra jest dostępna w AppStore, GooglePlay i w Amazon Apps i kosztuje zaledwie jednego dolara.
Fabuła rozpoczyna się w momencie rozbicia statku Valerian na księżycu słońca Tai. Pewien rozbitek o imieniu Taylor, szukając w radiu częstotliwości, na której znajdzie pomoc, trafił właśnie na naszą. Od tej chwili celem gracza jest dawanie Taylorowi wskazówek, dzięki którym będzie mógł przetrwać. Postać może jednak nie zechcieć wykonać poleconej mu czynności, a nasz wybór czasem może przynieść więcej złego niż dobrego. Już na początku gry przez moją radę Taylor wyzionął ducha. Gra nie wybacza i jeśli postać zostanie ranna, to taka będzie, dopóki nie znajdzie apteczki.
Dialogi w tej grze to mistrzostwo świata. Taylor to typowy geek, który klasykę kina science fiction ma w małym palcu. Dzięki temu często możemy zauważyć wręcz genialne nawiązania, jak np.: W kosmosie nikt nie usłyszy Twojego farta, będące oczywistym nawiązaniem do serii Obcy. Również i gracz czasami może się wykazać jakimś pstryczkiem w nos Taylora, ale są to raczej pojedyncze przypadki.
Postaci tej nie można nie lubić. Jego reakcje są jak najbardziej zrozumiałe. Przestraszony po katastrofie szuka kontaktu przez radio, a gdy już nawiązuje kontakt, to mówi bezsensu, zdania są urywane i źle złożone, czyli takie, jakie powinny być u przestraszonego studenta, jakim jest Taylor. Z czasem staje się wprawdzie co raz to spokojniejszy, ale nadal zdarzają się sytuacje, w których gracz musi go pocieszać, motywować do dalszej pracy, czy po prostu porozmawiać.
Wiecie, co jednak jest istnym majstersztykiem w Lifeline? Oczekiwanie na odpowiedź. Kiedy Taylor idzie coś zrobić, to rzeczywiście musimy czekać, aż to zrobi. To zdecydowanie zwiększało realizm i immersję gry. Czekając na komunikat od Taylora, ciągle zerkałem na telefon, by sprawdzić, czy już go dostałem. Szczególnie interesująco było, kiedy połączenie zostało zerwane, albo gdy trzeba było czekać blisko finału, kiedy to akcja przypominała najlepsze thrillery s.f. Kiedy kazałem mu coś zrobić, to nie mogłem się doczekać, aż mnie poinformuje o rezultacie. Siedziałem wpatrzony w ekran i tylko czekałem na odpowiedź. Genialne zagranie, które bardzo podnosi realizm produkcji. Dawno nie zżyłem się w ten sposób z jakąkolwiek postacią.
Ciekawie zastosowano tutaj powiadomienia na telefon. Kiedy tylko otrzymamy nową wiadomość, to pojawia się ona na ekranie, niezależnie od tego, co robimy. Ba, możemy przejść całą grę z ekranu powiadomień, ponieważ możemy również stamtąd odpowiadać. Nie spotkałem się jeszcze z takim zastosowaniem tej funkcji.
Jedyne do czego mogę się przyczepić, to brak polskiej wersji językowej. Wprawdzie mi to nie przeszkadzało w zrozumieniu fabuły, ale zdaję sobie sprawę z tego, że jest spory odsetek graczy, którzy mogą mieć z tym problem.
Podsumowanie
Tym właśnie jest Lifeline. Opowieścią o astronaucie, który rozbił się na księżycu. Przypomina to interaktywną książkę, w której to my decydujemy, co ma się dziać dalej. Przy odrobinie wyobraźni otrzymujemy porządny thriller, przy którym bicie serca może być przyspieszone. Dla fanów gier tekstowych jest to pozycja obowiązkowa. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku fanów s.f., bowiem Lifeline to jeden wielki hołd dla tego kina. Mogę Was zapewnić, że w lepszą grę na Waszym telefonie nie zagracie. Wprawdzie jest to gra tylko na jedno podejście, ale za taką cenę aż żal nie skorzystać.