Już przed majową premierą Wiedźmina 3 wiedzieliśmy, że twórcy uraczą nas dwoma płatnymi, sporymi dodatkami do gry. Głosy na ten temat były podzielone. Nie brakowało hurraoptymistów, którzy uważali, że im więcej wiedźmina, tym lepiej. Dla równowagi znaleźli się również wszelkiej maści narzekacze, którzy głosili wszem i wobec, że polskie studio po prostu poleciało „na kasę” i chce wydusić z biednych graczy ostatni grosz, wykorzystując ich przywiązanie do serii. Premiera Serc z Kamienia za nami, czas na pierwsze werdykty – kto miał rację? Zdecydowanie ci, którzy z utęsknieniem wyczekiwali rozszerzeń.Jak wspaniałą grą jest Wiedźmin 3: Dziki Gon, przekonało się już zapewne wielu z Was. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to najwyższy czas to nadrobić. Po zakończeniu głównego wątku i dziesiątek zadań pobocznych, odkryciu wielu sekretów, które skrywa wciągający świat gry, można poczuć, że niestety coś przyjemnego się skończyło. Oczywiście, gra wciąż stoi dla nas otworem, polskie studio nie pozwala nam nawet pomyśleć, że na jednym przejściu nasza przygoda z nią się zakończy. Dla weteranów, którzy znają już każdy zakątek Ziem Niczyich, każdą zaspę i skałę na Skellige, a także każdą uliczkę Novigradu, przygotowano dodatki, które znacząco wydłużą „żywotność” tytułu.
Serca z Kamienia to absolutnie wciągająca opowieść, której uroku dodają nieznane dotąd lokacje, nowe i „nowe” postacie oraz niesamowity, często zróżnicowany klimat.
Grę zaczynamy na określonym poziomie postaci, a dodatkowo otrzymujemy pokaźną liczbę punktów, które możemy wydać na ulepszenie naszych umiejętności. Zostajemy wyposażeni w niezbyt rewelacyjne miecze, przeciętną zbroję oraz zestaw najpotrzebniejszych eliksirów i olejów.
Przygodę zaczynamy całkiem normalnie – przez zerwanie z tablicy ogłoszeń odpowiedniego anonsu. Zleceniodawcą okazuje się charyzmatyczny Olgierd von Everec. Znawca sztuki, mistrz szabli, szlachcic, ataman. Człowiek nieśmiertelny. Kultura kozacka w Wiedźminie? Proszę bardzo. Wykonanie zadania niesie za sobą szereg konsekwencji. Scenarzyści już tutaj zapraszają nas do szalonego tańca, prezentując próbkę swoich umiejętności – wszak książę zaczarowany w żabę to całkiem inna bajka… To jednak dopiero początek. Wraz z rozwojem sytuacji poznajemy osoby, z którymi przejdziemy przez całą historię.
Podczas taplania się w błocie spotykamy naszą starą, dobrą znajomą (i nie tylko) Shani – medyczkę o gołębim sercu. Piękny ukłon w stronę graczy pierwszej odsłony serii, a także czytelników prozy Sapkowskiego. Shani, jak każda z kobiet walczących o serce Geralta, wygląda naprawdę dobrze. Nawet jeśli cała jest upaprana od krwi. Cieszy to, że jej rola w przedstawionej historii nie jest błahostką. W pewnym momencie na naszej drodze pojawia się Pan Lusterko. Tym, którzy nie mają zielonego pojęcia, kto to, zalecam cofnięcie się pamięcią do Białego Sadu z „podstawki” gry.
Udziela on nam wtedy bardzo cennej informacji i żegna się takimi słowami: My, ludzie gościńca, musimy trzymać się razem. Może kiedyś ja znajdę się w kłopocie, a ty będziesz w pobliżu. Twórcy doskonale wiedzieli, co robią, umieszczając właśnie w tym miejscu i tym czasie owego jegomościa. A pewnie mało kto z nas zwrócił na niego uwagę. W Sercach z Kamienia poznamy Pana Lusterko zdecydowanie lepiej.To, co dzieje się potem, to istny rollercoaster. Szlachcica Olgierda z Gaunterem o’Dimem łączą skomplikowane układy, w które dodatkowo wplątał się nie kto inny jak Geralt z Rivii.
Ci dwaj pierwsi panowie zapewnią nam aż nadto rozrywki. Zostajemy rzuceni w środek rozgrywki między znudzonym życiem atamanem i zagadkowym Panem Lusterko, który pomaga ludziom w przewrotny sposób.
Scenarzyści wymyślili frapującą historię, która pochłania nas w całości i nie daje chwili wytchnienia. Jej rozmiar i rozmach można porównać do fantastycznego wątku z Krwawym Baronem w roli głównej. Poznawane postacie są prawdziwe, naturalne i intrygujące.
Fabuła jest angażująca, a wykreowana opowieść dała scenarzystom ogromne pole do popisu. Wykorzystali je lepiej niż dobrze. Na nudę, w przeciwieństwie do Olgierda, narzekać nie możemy. Będziemy mieli okazję poznać drugie oblicze Geralta, choć nie do końca prawdziwe. Wiedźmin uganiający się za prosiakami po zagrodzie, nurkujący po buty w stawie, tańczący i śmiejący się na weselu – to widok niecodzienny, a wręcz niespotykany. Będziemy uczestniczyć w aukcjach, zbierać drużynę do skoku na skarbiec, rozstrzygać rodzinne spory, spotykać starych znajomych i zupełnie nowe, przerażające potwory.
Te i wiele innych aktywności sprawiają, że kolejne godziny spędzone przy Wiedźminie 3 upływają szybko, a koniec zbliża się nieubłaganie. Twórcy po raz kolejny, całe szczęście, w wielu istotnych kwestiach pozostawili nam wolny wybór i możemy podjąć decyzje zgodne z naszymi odczuciami, chęciami. Nic nie jest nam nachalnie narzucane. Geraltowi przyjdzie wybierać nie tylko między życiem i śmiercią, ale też między życiem dwóch ludzi… Nawet w dodatku CD Projekt RED pokazuje, że nie boi się trudnych tematów i zagadnień. Udowadnia po raz kolejny, że to gra dla inteligentnego, dojrzałego odbiorcy. Często przyjdzie nam oglądać sceny śmierci, bólu i cierpienia, ale także ironii i śmiechu. Fani wiedźmińskiego humoru na pewno nie będą zawiedzeni, choć Geralt fraszek już nie opowiada. W sumie może to i lepiej, bo nie był w tym najlepszy i do Jaskra sporo mu brakowało.