Czy hit jest hitem?
Do Rocket League podchodziłem z dość dużym dystansem, ale też dużymi oczekiwaniami. Gra była tak chwalona, że spodziewałem się nie wiadomo czego. To miało być arcydzieło, gra, w którą zagrywałbym się miesiącami. I wiecie co? Tak się stało.
Ale od początku. Podchodziłem z dystansem, ponieważ wielokrotnie te wielkie hity, które przez większość osób były niezwykle chwalone, dla mnie były po prostu najzwyklejszymi średniakami. I tak w sumie było przez pierwsze kilka godzin gry. Grało mi się przyjemnie, ale nie czułem, żebym musiał grać jakoś długo. Jedynie jak grałem ze znajomym to było świetnie, ale tak to mnie ta gra trochę nużyła, wszystkie mecze wyglądały tak samo i w sumie było nudno. Wszystko zmieniło się, gdy dopadła mnie choroba. Nic ciężkiego, proste przeziębienie, ale siedziałem w domu i się nudziłem. Uznałem, że trochę pouczę się mechaniki gry, może zrozumiem ten sukces – i rzeczywiście tak się stało. Od tego czasu nie było dnia, w którym nie planowałbym chociaż jednego szybkiego meczyku przed wyjściem ze znajomymi czy w przerwie między nauką. Zrozumiałem fizykę gry, zrozumiałem sens grania, nauczyłem się poruszać po boisku, zacząłem grać rankingowe potyczki 1v1, wcześniej bowiem grałem tak naprawdę tylko wtedy, kiedy trafił się jakiś znajomy, który akurat w to grał. Myślałem, że nie da się w tę grę grać samemu, że przecież to nie miałoby większego sensu. Myliłem się. Owszem, gra ze znajomymi jest niesamowita, szczególnie kiedy mecz jest wyrównany do ostatniej sekundy. Na szczęście nawet gra 1v1 dostarcza dosyć dużo przyjemności, bo tutaj nie jesteś skazany na losowych graczy w Twojej drużynie, którzy częściej będą Cię wkurzać niż pomagać.
Samemu, czy w drużynie?
Rocket League jest grą dobrą i naprawdę przyjemną, jeśli grasz samemu. Jeśli natomiast zamierzasz grać ze znajomymi, to nie wiem, czy znajdziesz lepszą pozycję – emocje, których dostarcza Rocket League pokonują wszystkie bramki strzelane w Fifie, PES’ie czy innej grze nastawionej na rywalizację. Właściwie to na początkowym etapie gry, jak jeszcze w pełni nie ogarniałem sterowania, zdarzył nam się piękny mecz. Grałem z kolegą i do ostatniej sekundy przegrywaliśmy jedną bramką. Jako jednak, że mecz nie kończy się po wybiciu ostatniej sekundy na zegarze, a po ostatnim kontakcie z ziemią, graliśmy jeszcze kilkanaście sekund. Piłka latała wysoko, ale my jakimś cudem ciągle ją utrzymywaliśmy, aż w końcu nie wiadomo jak trafiliśmy do siatki rywali. Towarzysząca nam radość i krzyk euforii odbiły się w całych naszych domach, gdyż zarówno do mojego, jak i mojego kolegi pokoju zbiegli się ludzie, aby się zapytać, o co chodziło. Tak, Rocket League ze znajomymi jest genialne.